poniedziałek, 14 maja 2012

Czasami...

Czasami, w takie dni jak dziś, jest ciężko wytrzymać. Małe rzeczy robią się ogromnie drażniące. Wszytko wraca ze zdwojoną siłą. Mam ochotę rozszarpać każdego na drodze. Za co pytasz. Za cudze winy. Choć wiem, że los krzywdzi już wystarczająco to dodaję do całości jeszcze kroplę od siebie. A później te wyrzuty sumienia. Oh losie!

I obiecuję sobie, że się poprawię, że następnym razem ugryzę się język i już nie będzie złości między nami. Przecież to takie łatwe. 

Przepraszam, jednak nie takie łatwe jakie być powinno. 

I tak kocham.

czwartek, 3 maja 2012

Czasami warto samemu wstać, wziąć się w garść, chwycić to, przenieść, pomóc, porozmawiać, zaproponować kawę, uśmiechnąć się. Wow, zysk ekonomiczny ogromny. 

Newyorka spójrz w lustro, weź się w garść i załatw kilka spraw, bo może to się dla ciebie źle skończyć.

Już powoli moja skóra wraca do normy, calcium, witamina C i działamy cuda. Pierwsza opalenizna też już jest. Niańczenie ma swoje plusy, może pierwszy raz w życiu będę opalona hahaaa.

środa, 2 maja 2012

Entry has not been selected...

Jedni mają bardziej amerykańskie gęby niż inni. Jestem tą pierwszą, tą o mniej amerykańskiej gębie. Taką, której nie wpuszcza się z własnej niewymuszonej woli za granicę państwa owianego tym american dream. Kurcze, a przez chwilę, krótką chwilę myślałam, że może się uda. Będzie czekał nowy świat, którego liznęłam w 2006...

Och. 

To mi nasuwa myśl, że choć się wypieram coraz częściej zauważam, że jestem osobą o zewnętrznym poczuciu sprawowania kontroli nad swoim życiem. Oddaję wszystko przypadkowi, nie planuje, winna jest GÓRA, nie ja. GÓRA zarządziła, Newyorka zaakceptowała kopniaka w dupę. 

Tylko, że często to moja noga, a nie inna zachodzi mnie od tyłu i wali po całości. A jest w co walić. He.


Pozdrawiam ze słonecznego Newyorkalandu.