środa, 27 kwietnia 2011

I kto mówił, że ...

Wysiedlona z własnego imperium na blisko dwa tygodnie, powróciłam. Z nieukrywaną radością, by się tu zabarykadować! Tęskniłam, tęskniłam, tęskniłam. 
No i poza egzaminami mam w planach jeszcze to:

wtorek, 19 kwietnia 2011

Suess

Ostatnio (nie no przez dłuższy już czas) czuję się przygnębiona, zmęczona, taka wypompowana. Czasem czuję, że wszystko mnie przerasta, że to nie fair...zwaliłam to w każdym razie na przesilenia...najpierw zimowe, teraz wiosenne..no bo nam polaczkom dobra jest każda wymówka. 
Jednak niedawno przeszła mnie, a raczej przeszyła myśl, że może to objawy bardziej depresyjne niż przesileniowe. I tak z niczego i owego znalazłam test...Becka. I zdobyłam (uh, żaden to sukces) 39 pkt. Hm, już nie powiem co do tej skali jest przypisane...jeśli ktoś jest zainteresowany to proszę bardzo wygooglować wyniki. 
Oczywiście sam test nie wystarczy, napisano pod spodem. Wypada jeszcze skonsultować się z lekarzem...
E tam...zawsze radziłam sobie sama to i z tym sobie poradzę. Po co robić wyjątki. Nie, wcale nie, bo coraz częściej jestem nerwowa i agresywna. Zauważyłam, że znacznie więcej przyjemności sprawia mi bycie sam na sam ze sobą niż z kimś. Drażnią mnie ludzie, nie są mi do szczęścia potrzebni. Na poważne tematy mam ochotę rozmawiać tylko ze swoimi myślami, a gdy nawet nadarza się okazja by porozmawiać z kimś, to ostatecznie czuję się na to zbyt zmęczona i nie poruszam tego tematu.Może i miałabym ochotę porozmawiać z jakimś psycholo(g)żkiem...ale nie wolno mi, bo nie chcę aby odbiło się to na dzieciakach. W takiej małej mieścinie jak moja, zaraz dowiedziały by się te osoby, które nie powinny i bała bym się, że może to się jakkolwiek odznaczyć na dzieciach.Pewnie się zastanawiacie, co do tego mają dzieciaki, ano mają. Dużo. Nie to, że są wredne, że ich nie kocham, bo kocham, ale sama ta sytuacja, to uwiązanie. Borykać się z tą sytuacją od 15 roku życia bo wtedy to się też wszystko zaczęło, powoli się na mnie odznacza...i chyba zaczynam widzieć efekty...na prawdę. Męczy mnie ta sytuacja, że ciągle ktoś czegoś ode mnie wymaga, że mam się podporządkowywać losowi, choć ...niekoniecznie wierzę w jego istnienie. I też to, że nigdy nie usłyszałam dziękuję, że ciągle ktoś się mnie czepia. A gdzie w tym wszystkim jestem JA? Ach nie daj Boże powiem, że chcę coś dla siebie (odpocząć...i wgl) no to spotykam się z piorunującym spojrzeniem...

Reasumując, myślę, że potrzebuję pomocy. Z zewnątrz. Ale tak by jak napisałam u góry, nikomu nie zaczęło przeszkadzać, że któryś z członków rodziny zastępczej ma depresję.

Jednak mimo wszystko wolałabym.....preferowałabym, żeby to był taki tylko dłuższy dołek psychiczny (który trwa jakieś...8 lat).

piątek, 15 kwietnia 2011

Gabi Gabi...oi Gabi..

Martwię się, mała zakatarzona, rozgorączkowana. Wczoraj była u lekarza, wymacała jej powiększoną wątrobę, no i nie byłoby nic w tym złego bo może to być efektem przyjmowania antybiotyków, ale wyniki krwi też niepokojące...i do tego kiedy psiknie to razem z wydzieliną z nosa KREW!!! :((
Wczoraj to mi dosłownie się przez ręce przelewała : - (( Boziu, żeby to nie było nic poważnego...

piątek, 8 kwietnia 2011

Siedzę sama w biurze, więc pozwoliłam sobie trochę naskrobać.

Naszła mnie tak zupełnie niespodziewana myśl( czyli taka z serii głupich nic niewnoszących).

Wszędzie dookoła trąbią o tym, że trzeba dążyć do wyznaczonych celów, tych takich...odgrywających rolę społeczną: zdać maturę, pójść na studia, ukończyć je, znaleźć pracę (satysfakcjonującą...no to już wyższa półka), wyjść za mąż/ożenić się, spłodzić dzieci, wybudować dom, dotrwać psychicznie i fizycznie do emerytury, odejść z godnością. 
Wnoszę poprawkę do powyższego: może niekoniecznie ta kolejność, w końcu nie każdemu się udaje dotrwać do emerytury (chociażby 45latkowi, który ostatnio wisiał na tablicy klepsydr przed kościołem).
W gazetach testy psychologiczne: Jaka jesteś w......? Czy jesteś .......? dające wyśrubowane do granic możliwości schematy odpowiedzi, w które ja nigdy nie mogę się wpasować. Z punktacji wychodzi odpowiedź A, a z ciekawości czytam i kolejne i coś czuję, że jestem bardziej B z domieszką C...czy to oznacza, że moje odpowiedzi na pytania były nieszczere? Nieprzemyślane. ? A może to ten, który układał owe testy za bardzo się nie przyłożył do odniesienia go do rzeczywistości ?

Kontynuując ... chodzi mi o to, że ja utknęłam gdzieś między szukaniem pracy a wyjściem za mąż, aczkolwiek wyłamując się z układu, już mam dwójkę dzieci, swoich czy nie swoich...moje są. Jeśli zaś chodzi o te ...za mąż... perspektyw nie widzę, więc nie przewiduję tego punktu.
Kurde znowu odbiegłam od tematu.

Ogólnie chciałam "przelać na papier" swoją myśl, że im "głębiej w życie", tym mniej jest ono poukładane, więcej  mam pytań niż odpowiedzi, więcej dylematów niż decyzji, których się nie będzie żałować.
I więcej zdarzeń życiowych moich i innych ludzi, które nie pasują do układu. Tylko jeszcze sobie tak myślę... że ten kto ten układ wymyślił, musiał nosić różowe okulary (albo być na hajuuu).

Ps. Nie chce mi się. Na prawdę mi się nie chce.
Ps 2. Znalazłam przejściówkę. Po pracy idę odebrać.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Aktualizacja

Poczułam, że pora na małą aktualizację. No bo ostatnia notka już jakby nie ma prawa bytu, fakt, skończyłam staż i z tego powodu dostałam prezent, ale co się okazało dzień później, kiedy rano wybierałam się do urzędu pracy w celu rozliczenia stażu...przedłużono mi staż i to o całe 4 miesiące... i nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie cała ta afera, tłumaczenia...ogólnie mój staż wywołał zatrzęsienie....mega zatrzęsienie, ale nie zrozumie tego ten, kto nie zna mojego środowiska... środowiska mojego miasta...małomiasteczkowej zależności jednego od drugiego, no i dla sprostowania od razu dodam, że ja nie mam pleców. Nie mam nikogo kto by się mógł za mną wstawić, coś mi załatwić.
 
A tu proszę. :D Temat dosłownie na cały jeden wieczór podczas, którego wypiłabym kilka drinków i bym się rozluźniła...
To nic, zatem stan na dzień dzisiejszy jest taki, że nadal mam staż i nadal szukam pracy :)
 
Teraz do rzeczy jeszcze bardziej przyjemniejszych przejdźmy... przyjechał mój paatal... czuję się taka spokojna...cudeńka zamówiłam!!! Najbardziej zaskoczona jestem o tym:

Odżywczy GORĄCY scrub cukrowy....dlaczego gorący? Też nie wiedziałam, dopóki nie wsadziłam tam paluchów...no po prostu się w kontakcie ze skórą nagrzewa (cuda jakieś, voodoo i wgl), przyjemny zapach, skóra mniami mniami....No i nie ukrywam, opakowanie też fajne:D

 
Co dalej? O to:
Kolejny cukrowy scrub tzw. gommage...jeszcze nie miałam okazji użyć, ale jak to zrobię to na pewno podzielę się wrażeniem..:D W każdym razie zapach cudny...

Oba scruby są z firmy SANCTUARY z serii  spa covent garden london...

Następnie z paczki wyjęłam te dwa cudeńka:
Po lewej Balsam rozświetlający do twarzy z BOOTS, Ann. Ty coś o Boots wiesz :D Bardzo fajna konsystencja, przyjemne uczucie pozostawia na twarzy... :)


Po prawej, również z Bootsa, Witaminowa maseczka do twarzy...przede wszystkim plus ogromny za zapach...nie wiem skąd go już znam, ale musiałam coś gdzieś kiedyś, z czasów dzieciństwa coś takiego już wąchać... zatem plus, za wspomnienie dzieciństwa... troszkę lepki jeśli chodzi o konsystencję, ale wchłania się szybko, zobaczymy jak z efektem, ale to z czasem się okaże.

I jeszcze paleta matowych cieni, ale zdjęcia już nie mam,  za leniwa jestem. Jutro przetestuję rano :D

Oczywiście szukałam roll on, ale wykupione. Zaszłam tu i ówdzie i jeszcze wpadł zielony korektor (nie był drogi, więc nawet jak się okaże kiepski, nie będę żałować, że wydałam kUpę kasy), i coś na co polowałam od dawna. Mgiełka do ciała z AVONu, nie z katalogu a ze sklepu, bo na moje szczęście pewna pani postanowiła przy okazji swojej działalności wystawić też kosmetyki z Avonu, ot tak... :D 

Mamusia mówi, że jeszcze trochę i utonę w kosmetykach...ale to wszystko przez yt :D

Tak czy siak w planach mam jeszcze tylko:

wodę termalną na lato,
bazę z AA,
roll on z magii orchidei.
No i przejściówkę do słuchawek.

Ale to wszystko z czasem...


Jutro sama w biurze, bo szefowa na konferencji, ja nie chciałam iść, leniuch leniuch. W sobotę zjazd, niedziela zjazd... GIT.