Poczułam, że pora na małą aktualizację. No bo ostatnia notka już jakby nie ma prawa bytu, fakt, skończyłam staż i z tego powodu dostałam prezent, ale co się okazało dzień później, kiedy rano wybierałam się do urzędu pracy w celu rozliczenia stażu...przedłużono mi staż i to o całe 4 miesiące... i nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie cała ta afera, tłumaczenia...ogólnie mój staż wywołał zatrzęsienie....mega zatrzęsienie, ale nie zrozumie tego ten, kto nie zna mojego środowiska... środowiska mojego miasta...małomiasteczkowej zależności jednego od drugiego, no i dla sprostowania od razu dodam, że ja nie mam pleców. Nie mam nikogo kto by się mógł za mną wstawić, coś mi załatwić.
A tu proszę. :D Temat dosłownie na cały jeden wieczór podczas, którego wypiłabym kilka drinków i bym się rozluźniła...
To nic, zatem stan na dzień dzisiejszy jest taki, że nadal mam staż i nadal szukam pracy :)
Teraz do rzeczy jeszcze bardziej przyjemniejszych przejdźmy... przyjechał mój paatal... czuję się taka spokojna...cudeńka zamówiłam!!! Najbardziej zaskoczona jestem o tym:
Odżywczy GORĄCY scrub cukrowy....dlaczego gorący? Też nie wiedziałam, dopóki nie wsadziłam tam paluchów...no po prostu się w kontakcie ze skórą nagrzewa (cuda jakieś, voodoo i wgl), przyjemny zapach, skóra mniami mniami....No i nie ukrywam, opakowanie też fajne:D
Co dalej? O to:
Kolejny cukrowy scrub tzw. gommage...jeszcze nie miałam okazji użyć, ale jak to zrobię to na pewno podzielę się wrażeniem..:D W każdym razie zapach cudny...
Oba scruby są z firmy SANCTUARY z serii spa covent garden london...
Następnie z paczki wyjęłam te dwa cudeńka:
Po lewej Balsam rozświetlający do twarzy z BOOTS, Ann. Ty coś o Boots wiesz :D Bardzo fajna konsystencja, przyjemne uczucie pozostawia na twarzy... :)
Po prawej, również z Bootsa, Witaminowa maseczka do twarzy...przede wszystkim plus ogromny za zapach...nie wiem skąd go już znam, ale musiałam coś gdzieś kiedyś, z czasów dzieciństwa coś takiego już wąchać... zatem plus, za wspomnienie dzieciństwa... troszkę lepki jeśli chodzi o konsystencję, ale wchłania się szybko, zobaczymy jak z efektem, ale to z czasem się okaże.
I jeszcze paleta matowych cieni, ale zdjęcia już nie mam, za leniwa jestem. Jutro przetestuję rano :D
Oczywiście szukałam roll on, ale wykupione. Zaszłam tu i ówdzie i jeszcze wpadł zielony korektor (nie był drogi, więc nawet jak się okaże kiepski, nie będę żałować, że wydałam kUpę kasy), i coś na co polowałam od dawna. Mgiełka do ciała z AVONu, nie z katalogu a ze sklepu, bo na moje szczęście pewna pani postanowiła przy okazji swojej działalności wystawić też kosmetyki z Avonu, ot tak... :D
Mamusia mówi, że jeszcze trochę i utonę w kosmetykach...ale to wszystko przez yt :D
Tak czy siak w planach mam jeszcze tylko:
wodę termalną na lato,
bazę z AA,
roll on z magii orchidei.
No i przejściówkę do słuchawek.
Ale to wszystko z czasem...
Jutro sama w biurze, bo szefowa na konferencji, ja nie chciałam iść, leniuch leniuch. W sobotę zjazd, niedziela zjazd... GIT.