wtorek, 29 stycznia 2013

Go girl, go.

Zostaw ten świat sztuczny tak,
że trawa jest zielona tylko w grach
wróć do początku, zamiast betonu
poczuj budzący Cię wiatr.

Najpierw odstaw Red Bulla, którego pijesz z rana
papierosa, po którego sięgasz też nie zapalaj
Odpuść kawę, alkohol, nie skręcaj jointów,
wszystko jest dla ludzi, ale zacznij od początku
weź głęboki, oddech wypij wyciskany sok
wyłącz playstację, opuść betonowy blok


Ach, zresetowana.
Pomyśleć, że to co wcześniej było poza zasięgiem dziś przychodzi tak łatwo. Tak łatwo jest dziś wyjść z domu i zacząć biec. Tak łatwo jest ubrać stanik sportowy, bluzkę, dwie ciepłe bluzy, nałożyć spodnie też w liczbie dwóch, wziąć telefon, słuchawki, odpalić muzykę, włączyć enodmondo, i hiit tracker i już jestem gotowa. Czeka na mnie ciemny park, czekają ulice, zakręty, ścieżki, nawet śnieg zdaje się do mnie uśmiechać i znów mnie witać. 
Jestem w pięknym momencie swojego życia. Robię to co chciałam. Biegam. Jestem aktywna. 3x w tygodniu bieg, 3 x w tygodniu Ewa, 2-3 razy joga, 2 x taniec....i to się nie gryzie. Ma to też taką zaletę, że jestem ogólnie bardziej wyluzowana. Nie myślę o tym co mnie rano czeka w pracy. Zachodzę, odklepuję te godziny, wracam, mogę się zabrać za to co sprawia mi większą przyjemność. 
Jeszcze tylko dużo pracy nad dietą. O dziwo nie nad tym by było mniej jedzenia, a było go więcej i w odpowiedniej ilości (węglowodany, białka, tłuszcze)... i piciem hektolitrów wody... kiedyś myślałam, że głodówka jest trudna...oj dziś powiem, że to trzymanie się regularnego jedzenia i jedzenia o odpowiednich wartościach....to dopiero sztuka.
 Próbuję to osiągnąć. :) 
 ___
Co to będzie? Proszę Pana. :) Co to będzie?:) 
 
 Zdjęcie: pinterest.

sobota, 26 stycznia 2013

What a puzzle. End of mystery.

Nigdy nie postrzegałam siebie jako osoby, która zajadałaby stres. Gdy mam kłopoty czy czymś się martwię nie sięgam do lodówki, nie lecę kupować batoników, chipsów...Nie ja nigdy taka nie byłam. Więc co się stało ze mną w ciągu ostatnich 3 lat  ? Dopiero dziś przejrzałam na oczy i połączyłam układankę w jedno. 

Skąd ten przebłysk w głowie spytacie. Ano stąd, że dziś przeglądałam zdjęcia na komputerze. Mniej więcej od 2006 roku. Doszłam do końcówki 2009 roku i coś mnie uderzyło. Zdjęć było coraz mniej, a na nich coraz mniej mnie, a jeśli już byłam, to coraz większa. To był jakiś taki cholerny przełom. 2009/2010 rok. Wtedy dowiedziałam się, że moja siostra jest znów w ciąży, później w kolejnej...

Myślę, że tym razem podświadomie zajadłam cały ten stres związany z moją siostrą, z kolejnymi ciążami. Te ostatnie lata, odkąd pojawiła się Gabi...minęły tak szybko...nie pamiętam z nich czegokolwiek o sobie, wszystko co pamiętam jest związane z małą i z Zuzką....tak jakbym całkowicie skupiła się na nich zapominając o sobie i wrzucając w siebie przy okazji same śmieci...wow. Że też dopiero przejrzenie zdjęć musiało spowodować, że przejrzałam na oczy jak wiele wewnętrznie kosztuje mnie cała sprawa z moją siostrą....nigdy o sobie nie myślałam w ten sposób, że zajadam stres...przecież ja wcale nie jadłam więcej niż zazwyczaj a jednak... 

Stało się. Zagadka rozwiązana. Oto okazało się ile kosztowała mnie ta obojętność na którą się zdobyłam w stosunku do całej rzeczywistości, do mojej siostry. Myślę, że wyparłam problem z głowy. Trochę też wyparłam życie. Nawet nie zauważyłam kiedy znów zrobiłam się taka jak przed 2006 rokiem...

Ale to już koniec. Koniec tej historii. Biorę się w garść. Znów jestem sobą. Widzę siebie, swoje potrzeby. Tak bardzo się cieszę, że wróciłam.

Zdjęcie: pinterest.

środa, 23 stycznia 2013

1000 metrów na ziemią.

No dobrze dziś jakieś 20 cm. To dla mnie ostatni dzień pracy w tym tygodniu, jeszcze jutro na chwilę wpadnę i będzie po krzyku. Co oznacza, że wyjazd do Warszaffki się zbliża. Oby wszystko poszło gładko i obym wróciła do siebie jak najszybciej, do stałego rytmu. Przez te zabiegi najzwyczajniej odsunęłam od siebie myśli o pisaniu pracy i przygotowywaniu projektów na zaliczenia przedmiotów. A może już nie mam serca do studiowania? Tylko kogo to obchodzi poza mną.

Wczoraj treningowo skalpel, a dziś dla odmiany wykorzystałam dwa dwudziestoparominutowe filmiki ze znalezionego kanału...razem ok. 50 minut zabawy. Nie czuję swojego ciała. Chcę iść pobiegać, ale na razie siedzę i ziewam. To nic, do dwudziestej jeszcze daleko. Na pewno mi się uda.

 Zdjęcie: pinterest.

Jedzeniowo:
Śniadanie: Owsianka z jabłkiem.
II śniad: kanapka z ogórkiem + jabłko w cząstkach
Lunch/Obiad: miseczka zupy ogórkowej + zmodyfikowana sałatka nicejska 
Potreningowo: faszerowana papryka (farsz: pomidor, pieczarki, kuskus, czarny pieprz, sól i oliwa do smaku, na zdjęciu przed pieczeniem 30 minut w 180 stopniach)+ 2 kromki chleba.
Kolacja: kefir.

Zdjęcia: moje.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Oficjalnie mogę to powiedzieć: 3 miesiąc.

Oficjalnie mogę to powiedzieć na głos: 3 miesiące z Ewą. W ostatnim poście zaznaczyłam, że pomiary nie będą rewelacyjnie no i pora się zmierzyć z faktami. Otóż w ciągu 3 miesięcy pożegnałam się z 22 cm. Wynik może cieszyć, ale co to jest mając w perspektywie ile jeszcze pracy przede mną. Wagowo nie będzie refleksji, bo waga się nie liczy.

Dziś poniedziałek. Ci co mnie znają wiedzą, że nie cierpię niedzielnych depresyjnych niedziel i poniedziałków. Że zawsze zostawiam sobie poniedziałek wolny od treningu bo przychodzę ledwo żywa...Ale dziś nawet wszechobecny termin BLUE MONDAY, nie zbił mnie z tropu. Po przyjściu odpaliłam szok, w którym występowała Karolina P. i starczyło mi sił na 10 powtórzeń...takie było założenie. Razem 40 minut. Do tego dziś skrócone wybieganie, raptem 3x 1min. marsz+2 min. biegu. Ten mróz jest przeszywający... Razem ok. 50 minut wysiłku. Ok. Standard. Ale jak na poniedziałek to trening idealny. Po szoku paliły mnie ramiona i nogi. O to chodzi.

Jedzeniowo: 

Śniad: owsianka z garstką żurawin i jabłkiem.
II śniad: jabłko + kanapka z pasztecikiem sojowym.
Lunch: Placuszki pełnoziarniste ze zmodyfikowanego przepisu stąd: klik + jabłko
Obiad: zupka pomidorowa (!!! błąd, ale musiałam coś na szybko, wciąż się uczę :D )
Potreningowe: kefir 0% z garstką rodzynek i dwiema łyżeczkami domowego dżemu
Kolacja: 3 x chlebek chrupki graham z tuńczykiem w zalewie wodnej przyprawionym czarnym pieprzem i odrobinką soli.

Ps. Polecam dla kobietek ten wpis: klik. Rozwiał wszystkie moje dotychczasowe wątpliwości.

Źródło: pinterest.

piątek, 18 stycznia 2013

Above all. Be the heroine of your life. Not the victim.

Sama nie wiem jakiego słowa użyć by określić pierwsze dwa tygodnie Nowego Roku 2013! Posłuchałam dobrych rad, nie żałuję. Wielkie podziękowania dla mojej Przyjaciółki i Rysia. Mądre słowa zawsze są w cenie. 

Wiem, że to co mnie ogranicza jest tak naprawdę niewarte tego by dłużej czekać. Trzymam więc pięści mocno zaciśnięte i pełna wiary i gotowa na przygodę wychodzę z domu.

I tak oto mam za sobą dwa spotkania. Jedno nauczyło mnie, że prawdą jest to, żeby nie liczyć od razu na coś wielkiego. Potraktuję to jak kopniaka by dalej drążyć w tym kamieniu. Podziękowałam za szczerość, powiedziałam, że nie palę za sobą mostów, więc niech spodziewa się ode mnie uśmiechu i słowa "cześć".

Drugie natomiast zbyt krótkie by opisać i wyciągać wnioski. "Znajomość" trwa dalej, ale nie za bardzo rozumiem co z niej ma wyniknąć i jakie ma prawo bytu. Problem jest chyba taki, że odnoszę wrażenie, że jesteśmy do siebie na przekór zbyt podobni. Oboje potrzebujemy kogoś kto nas wyciągnie za rękę...a jeśli oboje tego potrzebujemy to kto ma to zrobić...? Nie wiem. Czekam. 

Ale nie liczę na nic. To uczciwe. Serca się nie okłamie. 

Żeby nie było za krótko to dopowiem tyle tylko, że mam za sobą 5 bieg. II tydzień wg tabeli. Oczywiście nadal Ewa Chodakowska, fitness blender no i joga...(kolejne 3 części zaliczone).
W poniedziałek równo 3 miesiące z Chodakowską. Pomiary i ważenie. Nie będzie rewelacji. Myślę, że hormony które przyszło mi brać skutecznie mnie dobiją w poniedziałek. Musiałam wrócić do dawki: połówka, bo serce mi kołatało i zaczęłam się nie wysypiać...no jak ktoś nie może zasnąć do 2 w nocy leżąc od 22.oo w łóżku, a wstać ma o 6.oo to trudno by było oczekiwać wyspania. Uświadomiłam sobie, że funkcjonuję najlepiej gdy śpię po 8 h na dobę. Wstaję wypoczęta. Dobry początek długiej drogi.

Myślę, że niezależnie od moich towarzyskich rewelacji to i tak będzie dobry rok dla mnie i moich najbliższych. :) 

Zdjęcie z pinterest.

niedziela, 6 stycznia 2013

Na prostej niepochyłej.

Dziś nawet letrox mi nie przeszkodził w pokonaniu pierwszy raz całego killera. Fakt, zamieniłam za pozwoleniem Ewy sposób wykonywania kardio, ale myślę, że z każdym dniem będzie lepiej. Killer daje wycisk... :) Jestem cała happy. Zostało 15 dni do mierzenia. Czuję się wspaniale.
Nawet z jedzeniem zaczynam wychodzić na prostą. Żadnej głodówki, chodzę syta, sporo warzyw, owoców, oliwa, wiejski, owsianka..., kefirek,  zero cukru już 6 lat, mniej soli, więcej ziół, nawet szpinak jest pycha :D. Nie chcę liczyć kcal jem tyle ile czuję, że potrzebuję. :)

Rok 2013 to rok wielkich zmian. Kalendarz powoli wypełnia się konkretnymi datami, planami....do szczęścia brakuje mi tylko wzięcia się do mgr. :P


sobota, 5 stycznia 2013

Pół dnia przeleżałam jak kapeć. Lekarz postanowił wprowadzić mi letrox 50. Obniżyć tsh i liczyć na cud. Ile razy mi się dziś nastrój zmieniał, nie policzę. Zabrałam się w końcu za trening, ale nie ukończyłam. Dziś sobie odpuszczam. Nie chcę robić nic na siłę. Za to, dziś parę całych fotek z tzw. "rąsi", bo to jest "trendi". :) Jutro wrócę z parą..!




Dziś również dostałam parę dobrych rad. Jedną od mojej przyjaciółki, którą pozdrawiam serdecznie i od bardzo mądrego i doświadczonego człowieka...wiem, że macie rację. Wiem jak wiele tracę. Powoli będę to zmieniać.