czwartek, 20 grudnia 2012

YoGa for beginners

Któregoś razu za grosze kupiłam książkę o jodze. Od jakiegoś czasu chodziło mi to po głowie a gdy ją zobaczyłam pomyślałam, dlaczego by nie. Wzięłam.

Wypróbowałam kilka asan, ale później jak wiele rzeczy w moim życiu odłożyłam na kiedy indziej.

W międzyczasie zaczęła się moja przygoda z Ewą Chodakowską, jutro miną dwa miesiące odkąd z nią trenuję. Większości ludzi wyda się to zabawne, że JA, tak ja to robię. No i gdzie efekty się pytają. A ja proszę o to by nie pytali bo ja to dla siebie robię, nie dla nich, nie dla efektów, ale i one przyjdą. Będą pięknym efektem ubocznym. 

Wracając do jogi. Po lekturze siódmego numeru happy sport&fitness bardzo powróciła we mnie ochota by spróbować jogi.

Dziś wygrzebałam na yt jogę dla początkujących. Pomyślałam sobie, że spróbuję. Mamy do dyspozycji trzy filmiki, gdzie Ester Eckhart pokazuje nam podstawy jogi, tzw. asany, czyli pozycje. Wydają się banalnymi wygibasami, ale zachęcam do spróbowania by przekonać się, że nie wszystko jest takie na jakie wygląda. Odczułam przyjemne zmęczenie i parę kropel potu też się pojawiło na mojej twarzy. Polecam. Myślę, że poniższe trzy filmiki zagoszczą w moim planie treningowym.

http://www.youtube.com/watch?v=H3vLZqPZxZE&list=HL1356038325
http://www.youtube.com/watch?v=2fMUPZ4IMQQ&list=HL1356038325
http://www.youtube.com/watch?v=T1Bxd4B7spw&list=HL1356038325


niedziela, 21 października 2012

Pot....

Dziś udało mi się ukończyć cały program z pierwszej płyty. Totalna metamorfoza. Spocilam się jak nigdy. Czuję każdy mięsień mojego ciała. 42 minuty terroru. Ale jaka satysfakcja. Zmierzyłam sie w miejscach strategicznych. Odrzuciłam wagę w bok. Dietetycznie wracam do twarożku w ziołach i ziemniaków w skórkach. Nie chce planować. Zamierzam po prostu codziennie znaleźć 45 minut dla siebie. Tyle.

sobota, 20 października 2012

Do przodu.

Powolutku wszystko sie uklada. Jest co prawda kilka spraw, które wyglądają z dzisiejszej perspektywy kiepsko, ale zbyt długo patrzylam na wiele rzeczy negatywnie. Pora uwierzyć, że może los się do mnie uśmiecha, a ja powinnam chwycić byka za rogi.:)

poniedziałek, 15 października 2012

Szanse

Dostalam sie na liste do rozmow o zielona karte do USA. Zalatwiam dokumenty, a tu juz same klody. Prosilam o akt zupelny dostalam skrocony. Tlumacz kreci nosem. Szczepionka dwa razy tyle kosztuje niz zakladalam. Grejt. Zapowiada sie!

sobota, 25 sierpnia 2012

Niechciane, niezapomniane...

Dobrze to Wszechmocny wymyślił. To, że nie wiemy o sobie wszystkiego. Że są rzeczy, które możemy przemilczeć. Przymknąć oko. 

Ja o pewnych rzeczach...sytuacjach wiem...Żałuję i zapomnieć nie mogę dwóch.

Są sprawy w których nie jestem sama zdecydowana po której stronie się opowiadam. Tak można to nazwać niezdecydowaniem bądź brakiem zdania. Może po prostu nie dorosłam do pewnych spraw pomimo swojego wieku (nieuchronnie zmierzającemu ku końcu, końcowi?) Może tak.

Jednak ostatnio zdałam sobie sprawę, że są decyzje, których nie popieram i wczoraj potwierdziło się, że choć niechciane nie znaczy zapomniane. Wyrzuty sumienia. Nie opuszczają. Kiedyś latało mi to koło nosa, a dziś ponownie w takiej sytuacji sama takie mam i rozumiem inne osoby. 

Kiedy się dowiedziałam, byłam w szoku, ale przez każdą z naszych głów przeszła taka myśl. Na szczęście było za późno. Teraz był czas. I takie cholerne zdecydowanie. Ale nie mi było o tym decydować. Nie ja, lecz oni mieli wgląd w swoje życie i wiedzieli lepiej co dla nich będzie lepsze, z czym dadzą sobie radę, a z czym już nie. Może 4 to już faktycznie zbyt duża liczba. 

Piszę to, jako własne przemyślenia, bo muszę to z siebie wyrzucić teraz. Do grudnia daleko, a to nie jest temat na maile...wolę osobiście. Jednak wiem, że od dziś jest pewne tabu za którym wiem jak się opowiedzieć...chociaż z drugiej strony nigdy nie mów nigdy, nie?




sobota, 21 lipca 2012

8 mm

Zastanawialiście się kiedyś co czuje ktoś komu powiedziano, że ma guza? Przepraszam guzka, który może być odpowiedzią na wszystko. Oh...


Tyle lat, tylu specjalistów, żaden nie zrobił usg tarczycy a tu proszę. Bingo.

środa, 27 czerwca 2012

Wartości najważniejsze w moim życiu...


Życie człowieka składa się z wielu etapów. Każdy z nich usiany jest przeróżnymi przeżyciami, które w efekcie pozwalają na ukształtowanie się systemu wartości, jakimi dany człowiek kieruje się w życiu.
Moje życie i jego kolejne etapy ukształtowały mój system wartości jak się okazuje ukierunkowany na wartości rodzinne i dobro rodzinne.
Od lat wraz z rodzicami tworzę rodzinę zastępczą dla trojki dzieci mojej siostry, która w wyniku choroby nie może się nimi opiekować. Dzieci traktuję jak rodzona matka dlatego najbardziej cenię sobie bezpieczeństwo rodziny. Nie wyobrażam sobie sytuacji w której nie mogłabym im takiego bezpieczeństwa zapewnić, a każda moja decyzja uprzedzona jest myślami o dzieci, o które jestem gotowa walczyć „własną piersią”. Są one częścią mojego życia i im poświęciłam jego ostatnie dziesięć lat.
Gdybym dalej miała ubierać moje życie w hasła "wartości", kolejnymi z nich byłyby opiekuńczość i odpowiedzialność, nierozerwalnie związane z dziećmi wartości bez których nie można stworzyć rodziny, która chce przygotować dzieci do dorosłego życia. Odpowiedzialność w moim życiu była zawsze. Odkąd pamiętam liczyło się dla mnie słowo, słowo, którego należy dotrzymać, czy to względem szkoły, rodziców, kolegów czy koleżanek. Z wiekiem odpowiedzialność przybrała szerszy wymiar dotycząc moich życiowych wyborów, czasem rezygnacji z własnych przyjemności co nie dla każdej młodej osoby stanowiłoby łatwą rzecz. Nie wykluczam tego, że wiele nauczyła mnie przynależność do Związku Harcerstwa Polskiego, który wpaja młodym ludziom najlepsze wartości i przygotowuje do mądrej dorosłości i zaradności w życiu. Opiekuńczość z kolei przyszła w momencie, kiedy pojawiło się w moim domu pierwsze dziecko. Początkowo może w charakterze zabawy, z czasem przeradzając się w mądrą miłość.
Kolejną bardzo ważną dla mnie wartością jaką określa M. Rokeach jest prawdziwa przyjaźń, inaczej bliskie koleżeństwo.
Ideałem jest dla mnie wieź jaką stworzyła moja babcia ze swoją przyjaciółką. Wieź która przetrwała blisko 50 lat, o ile nie więcej, mało kto notuje w kalendarzu nowe znajomości. To dla mnie wzór jaki stawiam sobie w relacji z moją przyjaciółką Anetą. Przyjaźń to dla mnie pozytywna ucieczka od rzeczywistości. Księga, która przyjmuje wszystko jak papier i nie pyta zbyt często "dlaczego?", a jeśli już się jej zdarzy są to pytania trafne, pytania mądre. Niedawno obchodziłyśmy dziesiątą rocznicę naszej przyjaźni. Gdyby ktoś mi dziesięć lat temu powiedział, że list, który dostałam od niej zapoczątkuje taką fajną relację między dwiema dziewczynkami, dziś już kobietami, nie uwierzyłabym. A jednak jestem tu dziesięć lat później i uśmiecham się do swoich myśli, zwłaszcza do jednej: „Mam przyjaciółkę.”
Do mniej ważnych, ale nadal zajmujących istotne miejsce w moim systemie wartości jest ta, którą M. Rokeach określa jako wartość instrumentalną, mianowicie niezależność. Rozumiem ją w ten sposób, że jestem w stanie zapewnić samej sobie dostatni byt, czyli warunki finansowe oraz spełnienie zawodowe, nie będąc zależną od rodziców i innych ludzi. Nie muszę liczyć na pomoc innych, ale chętnie jej udzielam, gdy pojawia się taka potrzeba.
Choć jestem młoda liczy się dla mnie również poczucie dokonania, wniesienia trwałego wkładu w świat. Upatruję go w poświęceniu się wychowaniu dzieci mojej siostry. Trwałym wkładem jest to co przekazuję im od siebie, swoją mądrość życiową, swoją zaradność, pokazuję jak można patrzeć na świat, ale nie mówię, że nie istnieją też inne możliwości. Uczestniczę w ich życiu i jak potrafię zastępuję im braki jakie zgotował im los. Szczerzę dmucham gdy się uderzą, wycieram łzy w nadziei, że kiedyś usłyszę „dziękuję, że byłaś i że jesteś”.
Podsumowując, powyżej wymienione wartości umieściłam na swojej drabinie poczynając od najważniejszych do mniej ważnych, ale będących częścią mojego życia i aspiracji jakie mną kierują w wyborach przed którymi staję każdego dnia.

poniedziałek, 14 maja 2012

Czasami...

Czasami, w takie dni jak dziś, jest ciężko wytrzymać. Małe rzeczy robią się ogromnie drażniące. Wszytko wraca ze zdwojoną siłą. Mam ochotę rozszarpać każdego na drodze. Za co pytasz. Za cudze winy. Choć wiem, że los krzywdzi już wystarczająco to dodaję do całości jeszcze kroplę od siebie. A później te wyrzuty sumienia. Oh losie!

I obiecuję sobie, że się poprawię, że następnym razem ugryzę się język i już nie będzie złości między nami. Przecież to takie łatwe. 

Przepraszam, jednak nie takie łatwe jakie być powinno. 

I tak kocham.

czwartek, 3 maja 2012

Czasami warto samemu wstać, wziąć się w garść, chwycić to, przenieść, pomóc, porozmawiać, zaproponować kawę, uśmiechnąć się. Wow, zysk ekonomiczny ogromny. 

Newyorka spójrz w lustro, weź się w garść i załatw kilka spraw, bo może to się dla ciebie źle skończyć.

Już powoli moja skóra wraca do normy, calcium, witamina C i działamy cuda. Pierwsza opalenizna też już jest. Niańczenie ma swoje plusy, może pierwszy raz w życiu będę opalona hahaaa.

środa, 2 maja 2012

Entry has not been selected...

Jedni mają bardziej amerykańskie gęby niż inni. Jestem tą pierwszą, tą o mniej amerykańskiej gębie. Taką, której nie wpuszcza się z własnej niewymuszonej woli za granicę państwa owianego tym american dream. Kurcze, a przez chwilę, krótką chwilę myślałam, że może się uda. Będzie czekał nowy świat, którego liznęłam w 2006...

Och. 

To mi nasuwa myśl, że choć się wypieram coraz częściej zauważam, że jestem osobą o zewnętrznym poczuciu sprawowania kontroli nad swoim życiem. Oddaję wszystko przypadkowi, nie planuje, winna jest GÓRA, nie ja. GÓRA zarządziła, Newyorka zaakceptowała kopniaka w dupę. 

Tylko, że często to moja noga, a nie inna zachodzi mnie od tyłu i wali po całości. A jest w co walić. He.


Pozdrawiam ze słonecznego Newyorkalandu.

niedziela, 15 stycznia 2012

Parę uaktualnień...

Powoli tworzymy listę gości na Komunię, wybieramy zaproszenia, obliczamy ich koszt...ja myślę o prezentach, jestem już prawie zdecydowana na to o czym Ci pisałam. Dodatkowo myślę, że praktycznym upominkiem byłoby ogarnięcie jego komputera. Ale to będzie spory koszt.

Zobaczę jak i co się da zrobić. 

Chętnie bym Cię zaprosiła, ale to bardziej  jego impreza i to mała, taka 'rodzinna'. Ciekawe czy ktoś z nich przyjdzie, wiesz jak jest.
Wgl...

Z innej beczki w końcu udało mi się obejrzeć zaległości filmikowe. Kurcze tak narasta ich liczba, że czasem nie ogarniam. Co do notatek, to udało mi się troszkę przepisać mimo wszystko, ale do wieczora już leżałam zdechła.
Jakie to proste. Okulista rzuca diagnozę przewlekłej migreny i wszystko staje się takie jasne. Faktycznie, wygląda na migrenę. Szkoda, że rozkłada mnie na całe dnie.

Jestem mocno do tyłu z czesnym. Wgl można by ująć, że w miejscu stoję od listopada 2011 roku. No ale w perspektywie tego, że mogę nie zaliczyć wgl roku to może i dobrze byłoby nie wpłacać? 

Zbiera mi się zaległości, a zjazd już niedługo. Seminarium. O Jezu.

Kasa,
dzieci, 
przebrzydła mi już robota, choć obiecałam sobie, że będę szanować samą siebie i będę mówić praca.
Nie chcę utkwić z tym dzieciakiem na dłużej a muszę. Nie lubię jej, toleruję. Wkurza mnie to chodzienie na paluszkach koło niej. Tak się nie robi.

Moja z kolei jest wspaniała, przecież własne zawsze jest mądrzejsze, piękniejsze i wgl...mhm...

I świat się z nas śmieje. 3 do kolekcji. Na razie brak kontaktu. Zostało 33 dni.