niedziela, 9 czerwca 2013

Here is Newyorka with an Update

Sama nie wiem od czego zacząć. Może od dwoch najważniejszych nadchodzących zmian w moim życiu: za mniej niż miesiąc będę mogła się przedstawiać jako Pani Magister. Ukończenie pracy kosztowało mnie sporo wyrzeczeń towarzyskich, zamknięcie się w pokoju i wlepianie oczu w word na pewno o wiele godzin w ciągu dnia za dużo. Ale jest ! Skończona ! Podpisana! Tak na prawdę to już piątego maja była zrobiona bo spieszyłam się w nadziei, że uczelnia pozwoli na wcześniejsza obronę, ale tego nie zrobiła. Tak czy siak. Teraz czekam już tylko na obronę, a kilka dni po niej czeka mnie największa niewiadoma nadchodzących miesięcy :) mianowicie zmieniam kraj zamieszkania. Przeprowadzam się do NYC w stanie New York. Tak tak na stałe. Jestem jednocześnie przerażona, jak i podniecona tym co mnie czeka. Nie powiem jest mi też jednocześnie smutno bo zostawiam tu moje szkraby. Ale na każdego kiedyś przychodzi czas i ja muszę wykorzystać swoją szansę ułożenia sobie swojego życia. Zatem to już za równo miesiąc.

Jako, że wyjeżdżam to rezygnuję również z dotychczasowego zajęcia i wcale nie jest mi żal. Kosztowało mnie to wiele nerwów by wstać, wyjść i przetrwać każdy kolejny dzień tam, więc nie będę tęsknić do tej części mojego polskiego życia.

Bardzo fajnie zapowiada się najbliższy czas. Przylatuje moja przyjaciółka. Będziemy miały chwilę czasu by ze sobą pobyć. Będę miała też okazję poznać jej nowego partnera. Także same zmiany. Nie wspominając o tym, że dzieciaki dostaną też pieska, a ja choć go nie zobaczę to też płakać nie będę bo w NYC czeka na mnie Dexter, miniaturka bokserka mojego brata. Zwierzyniec. :)

To jeszcze nie wszystko o czym chciałabym napisać, ale też na resztę potrzebuję nieco więcej czasu.

Między innymi: chciałabym napisać parę słów o bluzie do biegania kupionej z przeceny, a także w odpowiednim czasie pojawi się post o tym co zabieram ze sobą w walizce :) czyli można powiedzieć, że będą to recenzje.

Zaraszam też na instagram @newyorka1988, gdzie codziennie wrzucam fotki :)

Całuję.

Newyorka.

piątek, 5 kwietnia 2013

Endomondo _ 1 tydzień kwietnia

Bieganie13,35 km w 1:44:12 h = 1625 kcal
Aerobik 1:49:20 h = 1605 kcal
Joga 1:07:11 h = 446 kcal
__________________________________
         4:40:43 h = 3676 kcal

W kilometrach słabiej. Mój standard to 15 km. Minimum. Ale nie narzekam. Dzień aktywny. W samą niedzielę dziś spaliłam ponad 1100 kcal. Tylko się cieszyć.

Dziś był skalpel, joga i bieg. Udało mi się poprawić test coopera.

Jutro mam nadzieję na pierwszy rower w tym roku. Oby tylko pogoda dopisała, tylko tego potrzebuję. Niczego innego nie planuję bo poniedziałek ma być ogólnie moim dniem wolnym.

Przede wszystkim dlatego, że nie lubię poniedziałków, zawsze jestem tego dnia przygnębiona, niewyspana. W weekend sypiam do 9 czasem do 10 a tu w poniedziałek muszę się zrywać o 6.00. Ciężko.

Jedna uwaga. Muszę przypilnować bardziej by pić więcej wody. Stanowczo to moja pięta achillesa.

Podsumowanie.

Założyłam stare spodnie. "Przed". Dziś -15 kg. Takie podsumowanie. Jeszcze co najmniej drugie tyle. A nawet więcej. :) Spokojnie, mam czas. 24 miesiące to full czasu. Tzn. w sumie to zostało mi 19 miesięcy. :) 




________
Dziś 5 x 6 min. treningów Ewy Chodakowskiej. Ledwo dałam radę. Skalpel przy tym to pestka. 
Wieczorem robię luźne wybieganie. Wszystko zależy od tego jak kolana pozwolą. Na noc za namową mamy posmarowałam Końską Maścią. Piekło jak cholera. Plecy i kolana czerwone. Według mamuśki, mam lekkie uczulenie na tę maść skoro takie placki mi wyskoczyły. No ale rano było lepiej. Nie wstałam obolała, zesztywnienie znikło.
Wiem, że powinnam zacząć brać wit. C, włączyć do diety galaretki ze względu na zawartość żelatyny, która wspomoże stawy... nie najgorszym wyjściem będzie polopiryna zapobiegawczo. Do tego dziś w Dr. Oz mówili, że na stawy doskonale wpływa wit. D3 :) zapobiegając m.in. osteoporozie. No i magnez oczywiście.

Póki co kawa. To już trzecia dzisiaj. I tak się zastanawiam czy te bóle w klatce to nie oby od nadmiaru kawy w połączeniu ze stresem...nie dają najlepszego rezultatu... 

Ps. Moje treningi możesz sprawdzić tu:  http://www.endomondo.com/profile/7554842 

Niestety na dobre zaczęłam używać endomondo od tego roku, nie mam zanotowanych treningów z Ewką (w kalendarzu kieszonkowym) i początków biegania, także jakaś tam część uciekła.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Pewna Pani, pewna Pani...

Dopiero Endomondo pokazało mi jak wiele osób żyje bieganiem. Dziś zaprosiłam do grona znajomych pewną Panią, rocznik '56. Tak jak moja mama. Różnica ogromna. Pani M. biega średnio ok. 170 km TYGODNIOWO. 

Napiszę jeszcze raz, 170 km TYGODNIOWO.

Tymczasem, np. moja mama, no cóż :) Ogranicza się do kanapy i narzekania na bóle...

Nie będę ukrywać, że Pani M. jest dla mnie niedoścignionym wzorem. Fakt, ja jestem na początku przygody, ona ma za sobą wiele lat i wiele km...Wierzę, że któregoś dnia będę mogła choć w połowie cieszyć się takim kilometrażem i liczbą wybiegań jak ona.

To dowód, że można. Można w każdym wieku, w prawie każdym przypadku. Uwolnić się :)

Na moje pytanie jak długo biega odpowiedziała: "Czy długo biegam???? Zaczęłam ruszać się jak syn stwierdził, że jestem gruba(84 kg - dziś 62 kg). Miał wówczas 6 lat..dziś ma 37 lat.....Kocham bieganie, jest moim nałogiem....a, że jestem, jak to mówią moje wnuki babcia z ADHD.....nie wyobrażam sobie bym tyłkiem gniotła kanapę....Jak nie wyjdę pobiegać, jestem jak "śnięta" ryba....i lepiej bez kija nie podchodzić do mnie."



____________

Bieganie bieganiem, a tu coraz bliżej wyjazd. Choć nadal brak konkretnego terminu, to jednak jest faktem, że wyjeżdżam. Póki co myślami jestem na uczelni, pracuję nad badaniami do pracy. Znów trochę uciekła wena i pomysł jak to wszystko ogarnąć. 

Ta myśl, że za 2,5-3 m-ce będę tam, napawa mnie niesamowitą, nieopisaną radością, której czasem się wstydzę. Z boku można by pomyśleć, że cieszę się, że uwolnię się od tego całego jarmarku domowego, może trochę tak jest, bo brakuje mi oddechu, ale przede wszystkim wyziera ze mnie ogromna tęsknota, którą już odczuwam. Nie za miastem, nie za znajomymi, nie za ciepłem domu, bezpieczeństwem, nie. Za maluchami. Każde moje spojrzenie w ich kierunku uświadamia mi, że niedługo zostanie nam tylko skype. To boli. Ale pora ruszać. Moje życie.

Mam co do tego miejsca ogromne plany. Nie tylko zawodowe, nie tylko towarzyskie. 
Mam zamiar zwiedzić te miasto biegnąc. Mam skrytą nadzieję, zrobić tam miliony zdjęć, prowadzić swój zdjęciowy pamiętnik...Każdego dnia, przez pierwsze 365 dni mojego pobytu robić codziennie jedno zdjęcie. Zamieszkać sama, urządzić się po swojemu. Korzystać. :) Wszystko przede mną. W lipcu mam urodziny. 25. Życie zaczyna się po 25, pora na nowe.

A tymczasem ruszam w trasę.

niedziela, 31 marca 2013

Podsumowanie miesiąca Marzec 2013 :)

59 km w ok. 8 h, spalone 6060 kcal, w tym pierwszy interwał  z EPOC (długiem tlenowym) w moim życiu na zakończenie miesiąca. Przed tym jak zasiadłam do świątecznego stołu.

A tak to wygląda na Endomondo: 

Jeden raz w tym miesiącu tae bo i soca dance workout. Stanowczo muszę wrócić do fitnessu, przekłada się to na wyniki w bieganiu. Ciało jest mocniejsze, sprawniejsze...bez tego zauważam, że bardziej się męczę biegając niż wtedy gdy w treningu był fitness Chodakowskiej.

Zatem plan na najbliższy miesiąc, choć nie lubię planować bo nie przepadam działania wg planu, przedstawia się w następujący sposób:

Pon: wolne (może jakiś skalpel?)
Wt: bieg
Śr: fitness
Czw: bieg
Pt: fitness
Sob: bieg
Nd: fitness

niedziela, 17 marca 2013

Skąd mamy motywację do biegania?



Motywacja do biegania

Dlaczego biegasz? W odpowiedzi na to pytanie warto przyjrzeć się rozważaniom R.E.Frankena, który mówi tak:


"Na pierwszy rzut oka bieganie wydaje się prostą czynnością. Ludzie twierdzą, że biegają, aby nabrać ładnej sylwetki, zrzucić zbędne kilogramy lub poprawić swój stan zdrowia. Istnieją również mniej oczywiste przyczyny tej czynności. Niektórzy ludzie biegają po to, by choć na pewien czas uciec od małżonka lub uniknąć jedzenia lunchu z kolegami, lub też wyzwolić się z ciasnych czterech ścian domu lub
biura. We wszystki tych przypadkach chodzi o unikanie kogoś lub czegoś. A co z przyczynami pozytywnymi? Na pierwszy rzut oka trudno zrozumieć, jaką to przyjemność można czerpać z sapania i pocenia się w upalny dzień czy zamarzania w zimową pogodę. Jednak ci, którzy przez jakiś czas oddają się tym przyjemnościom, chwalą je sobie. Nasuwa się pytanie, jak coś, co wymaga dużego wysiłku, a czasami i bólu, może sprawiać przyjemność.
Aby na nie odpowiedzieć, trzeba zrozumieć, że często kierujemy się innymi motywami, podejmując jakąś czynność, a innymi- kontynuując ją. Na przykład większość nas jest pełna dobrych intencji, które jednak nie przekładają się na konsekwentne, długofalowe działania. Nazywam to zjawisko fenomenem postanowień noworocznych. Ludzie zmieniają swoje zachowania na jeden dzień, tydzień, nawet miesiąc, po czym z powrotem wracają do starych nawyków. Kiedy zapał opadnie, nie ma niczego, co byłoby w stanie podtrzymać nowy sposób zachowania. Jaka więc motywacja sprzyja kontynuowaniu biegania? Wprawdzie nie wszyscy są w tym równie wytrwali, ale u niektórych bieganie staje się formą nałogu. Jeśli przerwą je na kilka dni, to pojawiają się negatywne objawy fizjologiczne i psychiczne przypominające objawy głodu narkotycznego. Towarzyszy im - podobnie jak u narkomana - wewnętrzny przymus podjęcia przerwanej czynności. Czy więc bieganie prowadzi do przemian biochemicznych, które tworzą formę presji
motywacyjnej i uzależniają? Wydaje się, że tak właśnie jest. Bieganie, podobnie zresztą jak wszelkie czynności prowadzące do dotlenienia organizmu:pływanie, jazda na rowerze, spacerowanie, wioślarstwo czy bieganie na nartach, wyzwala wydzielanie rozmaitych substancji chemicznych. Np. poziom norepinefryny wzrasta aż czterokroipółkrotnie. Wysoki poziom tego neuroprzekaźnika wiąże się ze stanami euforii, niski - z depresją. Może więc ludzie biegają po to by odczuwać dobroczynne skutki podwyższonego poziomu tej substancji chemicznej? Czy można się uzależnić od norepinefryny? Prawdopodobnie tak. Nie jest zatem wykluczone, że pewne czynności, na przykład bieganie, kontynuuje się dlatego, iż podwyższają poziom określonych substancji chemicznych w organizmie. Badania dowiodły, że ćwiczenia dotleniające organizm łagodzą stany lęku i depresji. Bieganie często przynosi korzystne efekty, wielu ludziom pomaga radzić sobie z lękiem, depresją, stresem, zmęczeniem oraz innymi negatywnymi stanami emocjonalnymi. [...] Ludzie biegają, aby lepiej radzić sobie z rozmaitymi negatywnymi stanami emocjonalnymi."

Czy trzeba wiedzieć więcej?:)

Źródło: R.E. Franken, Psychologia motywacji, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2005.

sobota, 16 lutego 2013

Gęsia stopka. STOP.

Wszystko pięknie, wszystko prawda, ale co zrobić gdy jako ludzie z żelaza okazujemy się powstałymi z prochu? Gdy jako biegacze z mięśniami ze stali okazujemy się słabi wobec matki natury? Gdy biegamy jak gepard, a jesteśmy zwykłymi upartymi osłami…

Już szło tak dobrze, już wydłużałam wybiegania i tu raptem ups. Kontuzja. Chciałam za mocno, za szybko. Chciałam perfekcyjnie. Nie posłuchałam swojego ciała. To teraz mam. Jestem biegowym  osłem amatorem. 

Ból umiejscowił swoje źródło tuż pod lewym kolanem bliżej wewnętrznej strony nogi. Dr Google precyzuje to jako przeciążenie przyczepu końcowego zginaczy przyśrodkowych kolana. Czyli kontuzja gęsiej stopki.

Ściągacz na kolano, kostki lodu i odstawienie biegu na jakiś czas... To jakiś żart. Kiedy mnie nosi już na na drugi dzień po biegu i się powstrzymuję by nie wyjść z domu. 

Jakby tego było mało to jeszcze nie mogę zrobić innego treningu, który wymagałby skakanie, zginanie, etecera...zostały mi do dyspozycji brzuszki, może unoszenie nóg leżąc bokiem....swobodnie mogę ćwiczyć górę, ale czuję niedosyt. 

Powstrzymam się od biegania kilka dni, jak noga pozwoli zamienię na spacery. Mniej więcej za tydzień pójdę potruchtać na pobliskie boisko, na miękkie podłoże (sztuczna trawa). 

Nic dziwnego – kiedyś musi paść magiczne Stop!
Mam kontuzję.
Mam uraz przez własną nad ambicję. Przez wykonywanie założeń na ich granicy.
Gdzie ona była – ciężko określić, gdy widziało się samą siebie w niebie, bo sky is the limit.
Gdy w trakcie biegu na wysokich obrotach cisnęło się mocniej, szybciej, bo przecież ograniczenia siedzą w moim umyśle.
Gdy chciało się wyjść poza siebie i stanąć obok, aby dotknąć złota.


 Źródła: pinterest, artykuł

piątek, 8 lutego 2013

Sauna.

Sauna. 

Sauna.

A jednak się zgodziłam. :) Czasem warto po prostu powiedzieć "TAK". 

Ps. Moi Drodzy -12.9 kg. :D Już niedługo będzie nowa liczba z przodu. Dziś trening i bieg przede mną. Nie ma co zwlekać.

sobota, 2 lutego 2013

Sierpień -Styczeń.

- 11,2 kg. 1,86 kg na miesiąc. Ok. Dobre tempo.

Zdjęcie: pinterest.

wtorek, 29 stycznia 2013

Go girl, go.

Zostaw ten świat sztuczny tak,
że trawa jest zielona tylko w grach
wróć do początku, zamiast betonu
poczuj budzący Cię wiatr.

Najpierw odstaw Red Bulla, którego pijesz z rana
papierosa, po którego sięgasz też nie zapalaj
Odpuść kawę, alkohol, nie skręcaj jointów,
wszystko jest dla ludzi, ale zacznij od początku
weź głęboki, oddech wypij wyciskany sok
wyłącz playstację, opuść betonowy blok


Ach, zresetowana.
Pomyśleć, że to co wcześniej było poza zasięgiem dziś przychodzi tak łatwo. Tak łatwo jest dziś wyjść z domu i zacząć biec. Tak łatwo jest ubrać stanik sportowy, bluzkę, dwie ciepłe bluzy, nałożyć spodnie też w liczbie dwóch, wziąć telefon, słuchawki, odpalić muzykę, włączyć enodmondo, i hiit tracker i już jestem gotowa. Czeka na mnie ciemny park, czekają ulice, zakręty, ścieżki, nawet śnieg zdaje się do mnie uśmiechać i znów mnie witać. 
Jestem w pięknym momencie swojego życia. Robię to co chciałam. Biegam. Jestem aktywna. 3x w tygodniu bieg, 3 x w tygodniu Ewa, 2-3 razy joga, 2 x taniec....i to się nie gryzie. Ma to też taką zaletę, że jestem ogólnie bardziej wyluzowana. Nie myślę o tym co mnie rano czeka w pracy. Zachodzę, odklepuję te godziny, wracam, mogę się zabrać za to co sprawia mi większą przyjemność. 
Jeszcze tylko dużo pracy nad dietą. O dziwo nie nad tym by było mniej jedzenia, a było go więcej i w odpowiedniej ilości (węglowodany, białka, tłuszcze)... i piciem hektolitrów wody... kiedyś myślałam, że głodówka jest trudna...oj dziś powiem, że to trzymanie się regularnego jedzenia i jedzenia o odpowiednich wartościach....to dopiero sztuka.
 Próbuję to osiągnąć. :) 
 ___
Co to będzie? Proszę Pana. :) Co to będzie?:) 
 
 Zdjęcie: pinterest.

sobota, 26 stycznia 2013

What a puzzle. End of mystery.

Nigdy nie postrzegałam siebie jako osoby, która zajadałaby stres. Gdy mam kłopoty czy czymś się martwię nie sięgam do lodówki, nie lecę kupować batoników, chipsów...Nie ja nigdy taka nie byłam. Więc co się stało ze mną w ciągu ostatnich 3 lat  ? Dopiero dziś przejrzałam na oczy i połączyłam układankę w jedno. 

Skąd ten przebłysk w głowie spytacie. Ano stąd, że dziś przeglądałam zdjęcia na komputerze. Mniej więcej od 2006 roku. Doszłam do końcówki 2009 roku i coś mnie uderzyło. Zdjęć było coraz mniej, a na nich coraz mniej mnie, a jeśli już byłam, to coraz większa. To był jakiś taki cholerny przełom. 2009/2010 rok. Wtedy dowiedziałam się, że moja siostra jest znów w ciąży, później w kolejnej...

Myślę, że tym razem podświadomie zajadłam cały ten stres związany z moją siostrą, z kolejnymi ciążami. Te ostatnie lata, odkąd pojawiła się Gabi...minęły tak szybko...nie pamiętam z nich czegokolwiek o sobie, wszystko co pamiętam jest związane z małą i z Zuzką....tak jakbym całkowicie skupiła się na nich zapominając o sobie i wrzucając w siebie przy okazji same śmieci...wow. Że też dopiero przejrzenie zdjęć musiało spowodować, że przejrzałam na oczy jak wiele wewnętrznie kosztuje mnie cała sprawa z moją siostrą....nigdy o sobie nie myślałam w ten sposób, że zajadam stres...przecież ja wcale nie jadłam więcej niż zazwyczaj a jednak... 

Stało się. Zagadka rozwiązana. Oto okazało się ile kosztowała mnie ta obojętność na którą się zdobyłam w stosunku do całej rzeczywistości, do mojej siostry. Myślę, że wyparłam problem z głowy. Trochę też wyparłam życie. Nawet nie zauważyłam kiedy znów zrobiłam się taka jak przed 2006 rokiem...

Ale to już koniec. Koniec tej historii. Biorę się w garść. Znów jestem sobą. Widzę siebie, swoje potrzeby. Tak bardzo się cieszę, że wróciłam.

Zdjęcie: pinterest.

środa, 23 stycznia 2013

1000 metrów na ziemią.

No dobrze dziś jakieś 20 cm. To dla mnie ostatni dzień pracy w tym tygodniu, jeszcze jutro na chwilę wpadnę i będzie po krzyku. Co oznacza, że wyjazd do Warszaffki się zbliża. Oby wszystko poszło gładko i obym wróciła do siebie jak najszybciej, do stałego rytmu. Przez te zabiegi najzwyczajniej odsunęłam od siebie myśli o pisaniu pracy i przygotowywaniu projektów na zaliczenia przedmiotów. A może już nie mam serca do studiowania? Tylko kogo to obchodzi poza mną.

Wczoraj treningowo skalpel, a dziś dla odmiany wykorzystałam dwa dwudziestoparominutowe filmiki ze znalezionego kanału...razem ok. 50 minut zabawy. Nie czuję swojego ciała. Chcę iść pobiegać, ale na razie siedzę i ziewam. To nic, do dwudziestej jeszcze daleko. Na pewno mi się uda.

 Zdjęcie: pinterest.

Jedzeniowo:
Śniadanie: Owsianka z jabłkiem.
II śniad: kanapka z ogórkiem + jabłko w cząstkach
Lunch/Obiad: miseczka zupy ogórkowej + zmodyfikowana sałatka nicejska 
Potreningowo: faszerowana papryka (farsz: pomidor, pieczarki, kuskus, czarny pieprz, sól i oliwa do smaku, na zdjęciu przed pieczeniem 30 minut w 180 stopniach)+ 2 kromki chleba.
Kolacja: kefir.

Zdjęcia: moje.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Oficjalnie mogę to powiedzieć: 3 miesiąc.

Oficjalnie mogę to powiedzieć na głos: 3 miesiące z Ewą. W ostatnim poście zaznaczyłam, że pomiary nie będą rewelacyjnie no i pora się zmierzyć z faktami. Otóż w ciągu 3 miesięcy pożegnałam się z 22 cm. Wynik może cieszyć, ale co to jest mając w perspektywie ile jeszcze pracy przede mną. Wagowo nie będzie refleksji, bo waga się nie liczy.

Dziś poniedziałek. Ci co mnie znają wiedzą, że nie cierpię niedzielnych depresyjnych niedziel i poniedziałków. Że zawsze zostawiam sobie poniedziałek wolny od treningu bo przychodzę ledwo żywa...Ale dziś nawet wszechobecny termin BLUE MONDAY, nie zbił mnie z tropu. Po przyjściu odpaliłam szok, w którym występowała Karolina P. i starczyło mi sił na 10 powtórzeń...takie było założenie. Razem 40 minut. Do tego dziś skrócone wybieganie, raptem 3x 1min. marsz+2 min. biegu. Ten mróz jest przeszywający... Razem ok. 50 minut wysiłku. Ok. Standard. Ale jak na poniedziałek to trening idealny. Po szoku paliły mnie ramiona i nogi. O to chodzi.

Jedzeniowo: 

Śniad: owsianka z garstką żurawin i jabłkiem.
II śniad: jabłko + kanapka z pasztecikiem sojowym.
Lunch: Placuszki pełnoziarniste ze zmodyfikowanego przepisu stąd: klik + jabłko
Obiad: zupka pomidorowa (!!! błąd, ale musiałam coś na szybko, wciąż się uczę :D )
Potreningowe: kefir 0% z garstką rodzynek i dwiema łyżeczkami domowego dżemu
Kolacja: 3 x chlebek chrupki graham z tuńczykiem w zalewie wodnej przyprawionym czarnym pieprzem i odrobinką soli.

Ps. Polecam dla kobietek ten wpis: klik. Rozwiał wszystkie moje dotychczasowe wątpliwości.

Źródło: pinterest.

piątek, 18 stycznia 2013

Above all. Be the heroine of your life. Not the victim.

Sama nie wiem jakiego słowa użyć by określić pierwsze dwa tygodnie Nowego Roku 2013! Posłuchałam dobrych rad, nie żałuję. Wielkie podziękowania dla mojej Przyjaciółki i Rysia. Mądre słowa zawsze są w cenie. 

Wiem, że to co mnie ogranicza jest tak naprawdę niewarte tego by dłużej czekać. Trzymam więc pięści mocno zaciśnięte i pełna wiary i gotowa na przygodę wychodzę z domu.

I tak oto mam za sobą dwa spotkania. Jedno nauczyło mnie, że prawdą jest to, żeby nie liczyć od razu na coś wielkiego. Potraktuję to jak kopniaka by dalej drążyć w tym kamieniu. Podziękowałam za szczerość, powiedziałam, że nie palę za sobą mostów, więc niech spodziewa się ode mnie uśmiechu i słowa "cześć".

Drugie natomiast zbyt krótkie by opisać i wyciągać wnioski. "Znajomość" trwa dalej, ale nie za bardzo rozumiem co z niej ma wyniknąć i jakie ma prawo bytu. Problem jest chyba taki, że odnoszę wrażenie, że jesteśmy do siebie na przekór zbyt podobni. Oboje potrzebujemy kogoś kto nas wyciągnie za rękę...a jeśli oboje tego potrzebujemy to kto ma to zrobić...? Nie wiem. Czekam. 

Ale nie liczę na nic. To uczciwe. Serca się nie okłamie. 

Żeby nie było za krótko to dopowiem tyle tylko, że mam za sobą 5 bieg. II tydzień wg tabeli. Oczywiście nadal Ewa Chodakowska, fitness blender no i joga...(kolejne 3 części zaliczone).
W poniedziałek równo 3 miesiące z Chodakowską. Pomiary i ważenie. Nie będzie rewelacji. Myślę, że hormony które przyszło mi brać skutecznie mnie dobiją w poniedziałek. Musiałam wrócić do dawki: połówka, bo serce mi kołatało i zaczęłam się nie wysypiać...no jak ktoś nie może zasnąć do 2 w nocy leżąc od 22.oo w łóżku, a wstać ma o 6.oo to trudno by było oczekiwać wyspania. Uświadomiłam sobie, że funkcjonuję najlepiej gdy śpię po 8 h na dobę. Wstaję wypoczęta. Dobry początek długiej drogi.

Myślę, że niezależnie od moich towarzyskich rewelacji to i tak będzie dobry rok dla mnie i moich najbliższych. :) 

Zdjęcie z pinterest.

niedziela, 6 stycznia 2013

Na prostej niepochyłej.

Dziś nawet letrox mi nie przeszkodził w pokonaniu pierwszy raz całego killera. Fakt, zamieniłam za pozwoleniem Ewy sposób wykonywania kardio, ale myślę, że z każdym dniem będzie lepiej. Killer daje wycisk... :) Jestem cała happy. Zostało 15 dni do mierzenia. Czuję się wspaniale.
Nawet z jedzeniem zaczynam wychodzić na prostą. Żadnej głodówki, chodzę syta, sporo warzyw, owoców, oliwa, wiejski, owsianka..., kefirek,  zero cukru już 6 lat, mniej soli, więcej ziół, nawet szpinak jest pycha :D. Nie chcę liczyć kcal jem tyle ile czuję, że potrzebuję. :)

Rok 2013 to rok wielkich zmian. Kalendarz powoli wypełnia się konkretnymi datami, planami....do szczęścia brakuje mi tylko wzięcia się do mgr. :P


sobota, 5 stycznia 2013

Pół dnia przeleżałam jak kapeć. Lekarz postanowił wprowadzić mi letrox 50. Obniżyć tsh i liczyć na cud. Ile razy mi się dziś nastrój zmieniał, nie policzę. Zabrałam się w końcu za trening, ale nie ukończyłam. Dziś sobie odpuszczam. Nie chcę robić nic na siłę. Za to, dziś parę całych fotek z tzw. "rąsi", bo to jest "trendi". :) Jutro wrócę z parą..!




Dziś również dostałam parę dobrych rad. Jedną od mojej przyjaciółki, którą pozdrawiam serdecznie i od bardzo mądrego i doświadczonego człowieka...wiem, że macie rację. Wiem jak wiele tracę. Powoli będę to zmieniać.