niedziela, 31 lipca 2011

piątek, 29 lipca 2011

And she says what she says....and what the hell...I like it I feel it I ...

Dobrym fotografem trzeba się urodzić?

- Niekoniecznie, chociaż wrodzony talent niewątpliwie pomaga. Jednak przede wszystkim ważna jest pasja robienia zdjęć, wewnętrzna wrażliwość na sztukę oraz dar dostrzegania rzeczy, których inni nie widzą. A także odwaga, by świadomie łamać zasady w klasycznej kompozycji i tworzyć według własnego uznania.

czwartek, 28 lipca 2011

Awww plans, plans...

Pewne szanse pojawiają się tak szybko, że zostawiają za mało czasu na zastanowienie czy warto, czy zaryzykować. Nie dla takich jak jej siostra, ale dla takich jak ja...zdaje się potrzebujących bardziej statecznego podejścia do sprawy i zorganizowania całej otoczki, przygotowania fizycznego, mentalnego i sercowego, żeby nie pękło. Bo by pękło. BO jeśli można kochać małą istotę, nawet dwie, bardziej, to ja poproszę, choć i to  już jest nie do wytrzymania.

Mimo to, że teraz rezygnuję, mam nadzieję, że wstępne plany wypalą za rok.  I mam nadzieję, że będzie do czego jechać, niezależnie od tego jaki to  będzie układ, przecież nie ma nic w tym złego. Ciekawe czy ten układ wytrzyma. Niezależnie od tego jakie ja miałabym plany, bardzo chcę by  pozostał taki układ, który zadowoli przede wszystkim najdroższą mojemu  sercu osobę. I że moje plany nie skrzywdzą innych najdroższych memu sercu, ale TĘ pępowinę należy odciąć, gorzej z tą drugą w pewnym momencie rozwidlającą się w dwie strony, tą która będzie miała wtedy 9 lat i tą zaledwie... prawie 2,5 roczną pępowinkę. 

Po wczorajszym seansie talk showowym stało się to co się stało. Zrobiło mi się przykro. Nie chcę tak. Chcę inaczej, tak dla mnie, więc zupełnie odmiennie od Was wszystkich, a jednocześnie tak samo, bo przecież każdemu z Nas tak na prawdę chodzi o to by być choć trochę ubóstwianym.

wtorek, 26 lipca 2011

W skrócie...

1. Oftaquix - na zapalenie bakteryjne moich oczu... wyglądam jak chory królik...i nastałam się w kolejce...fakt byłam zarejestrowana na listopad, dzięki dzięki, że muszą przyjmować w nagłych przypadkach bo tak nosiłabym to zapalenie przez kilka miesięcy i nie wiem jakby to się skończyło.

2. Zastrzyk nowej muzyki. Dzięki Ci, Wam. Czekam na resztę.

3. Piękne opakowanie skrywające małą tajemnicę, nawet dla kartonika znajdzie się miejsce...:)
4. A to po prostu uwielbiam. Album, sam album już zdobył moje serce... jest taki " To ja" :D Już planuję dorzucić tam parę zdjęć.

5. No i mały look inside....:) Totalnie o tych fotach zapomniałam...ale to sprawia, że tym bardziej je lubię..ach ten sheridans... :DD

6. Na koniec kocur wylegujący się na ciepłych deskach rusztowania.... Zazdroszczę mu.

czwartek, 21 lipca 2011

Tak tylko (zirytowana)....

Rzadko kiedy krytykuję ludzi. Stanowczo wolę przejść koło nich udając, że ich nie widzę i że nie rażą mojego smaku..no mojej estetyki nie rażą po prostu. Ale dziś po prostu nie mogłam, no nie mogę się oprzeć by tego nie opisać! 

Wyruszyłam w kierunku poczty, jak to robię codziennie od roku niemalże, zaszłam do sklepu, wchodzę na pocztę, skrytka pusta, wychodzę. Wymijają mnie dziewczyny. Jedna...kościotrup, ani z przodu ani z tyłu żadnych krągłości...obok niej maszeruje jakieś 1,70 żywego tłuszczu ( nie żebym sama była wychudzona, no ale...) czarne, kiepsko pofarbowane włosy, biała koszulka tuż nad linię pupy, przezroczysteeee!!!! legginsy odsłaniające każdy mankament..., a pod koszulką, która de facto była doooość przezroczysta zapięcie stanika na wysokości łopatek o matko boska!!! 

Są granice ludzie, jeśli już się zdecydowała założyć legginsy to niech chociaż narzuci jakąś tunikę o długości za pupę...żeby nie było widać tego  i owego...no a ten stanik brak słów...przeraża mnie, że kobieta nie potrafi sobie dobrać stanika...okropne! A ona jakby nigdy nic sunie po tej Ziemi, zadowolona z siebie wyglądając jak...mięso armatnie...eh.. 

Ktoś powinien dać jej lekcje stylu, nauczyć ją ukrywać niedoskonałości... no nie jest to zadanie dla mnie, bo sobie też mam dużo do zarzucenia, no ale ratujcie luuudzie!!!

wtorek, 19 lipca 2011

Hawaiian Tropic is finally here!

Hawaiian Tropic is finally here! Recenzja masełka Hawaiian Tropic !

Przybyła!  Przybyła do mnie paczka od paatal.pl a wraz z nią obiecane do przetestowania masełko amerykańskiej firmy Hawaiian Tropic, produkującej kosmetyki do opalania sprzedawane na całym świecie,  głównie w U.S.A. To największy prywatny producent produktów do pielęgnacji ciała w Stanach Zjednoczonych.


Swoje testowanie podzieliłam na dwa etapy:
I – pierwsze wrażenie (co obiecuje nam producent, konsystencja, zapach, pierwsze odczucia)
II –  zderzenie z rzeczywistością, czyli 7 dni później.



No to zaczynamy !!!
ETAP 1:
Może zacznijmy od kilku słów na temat tego co oferuje nam producent:
„Masło do ciała Hawaiian Tropic Coconut jest idealnym produktem na obecną porę roku , przed wyjazdem na wakacje warto jest zaopatrzyć się w ten kosmetyk.
Podczas stosowania masło głęboko wnika z strukturę skóry doskonale ją nawilżając, jest to bardzo przydatne bo dniu spędzonym na słońcu, gdyż nasza skóra pomimo iż jest ślicznie opalona jest wysuszona od promieni słonecznych.
Stosowanie masła nie tylko pomaga nam bardzo dobrze nawilżyć skórę wpływa również na jej ujędrnienie co zapobiega powstawaniu zmarszczek na skórze, dzięki bogatej zawartości masła Shea, olejku z kokosa i z awokado nasza skóra ma zdrowy, odmłodzony wygląd a opalenizna utrzymuje się dłużej.
Masło do ciała posiada również fantastyczny świeżutki zapach kokosa który natychmiast opanowuje nasze ciało dodając nam energii oraz lepszego samopoczucia i pozytywnego spojrzenia na otaczający nas świat.”
Oczywiście jest przetestowany dermatologicznie.
Pojemność produktu: 200ml
Cena:
Paatal (Zdrobniale nazywany przeze mnie paatalkiem): 19,90 zł za 200 ml, cena uważam rozsądna. Trudno porównywać z innymi sklepami, jako, że PAATAL jest jedynym polskim sklepem posiadającym je w sprzedaży (poprawcie mnie jeśli się mylę!)
Konsystencja i zapach: Po odkręceniu wieczka i przysunięciu masełka do nosa, uderza w nas niesamowicie intensywny, ale znowuż nie drażniący zapach kokosa. Chyba się nie zagalopuję, jeśli powiem, że na chwilę przeniosłam się pod tą palmę kokosową z opakowania.. :D
Co do konsystencji to na pierwszy rzut oka...jest ona budyniowata. Takie jest moje skojarzenie. Balsam jest gęsty, o kolorze mlecznym, jedwabisty w dotyku. W żaden sposób nie przypomina wylewających się z butelki zbyt płynnych balsamów innych firm (nie wypada tu wymieniać jakich).


Tyle na początek, przejdźmy do etapu II, czyli 7 dni później.
Jako, że producent, firma Hawaiian Tropic obiecuje nam następujące efekty:
- nawilżenie
- ujędrnienie
- zdrowy, odmłodzony wygląd skóry
- utrzymująca się dłużej opalenizna,
właśnie na tych właściwościach się skupiłam.

Zacznijmy od nawilżenia.
Moja skóra nie należy do łatwych przeciwniczek. Z natury jest bardzo jasna, wręcz powiedziałabym blada, ciężko się opala, i niestety  jest bardzo sucha (pomimo wypróbowania przeze mnie masy różnych, różniastych balsamów). Dlatego chyba właśnie najbardziej liczyłam na efekt nawilżenia.
Aplikacja jest bardzo przyjemna. Balsam jest wydajny, bardzo ładnie się rozprowadza i co dla mnie najważniejsze wchłania się szybko nie pozostawiając tłustej warstwy na skórze przez którą strach gdziekolwiek usiąść i założyć jakiekolwiek ubranie. Po wmasowaniu w skórę, pozostawia efekt bardzo miękkiej skóry, powiedziałabym pupy niemowlaka (co mogę potwierdzić jako, że obok w pokoju śpi mały berbeć i nasze skóry w dotyku nie różnią się niczym, no może poza wiekiem).
Po tygodniu używania balsamu mogę powiedzieć, że najbardziej suche partie mojego ciała, straciły prawo do takiego tytułu i nie są już takie suche. Wcześniej gdy przejeżdżałam po nich paznokciem, zawsze owocowało to białymi rysami, obecnie białe ryski pojawiają się i natychmiast znikają. :D Fajnie, jestem zadowolona.

Ujędrnienie?
Tydzień to stanowczo za mało by wysnuć jakieś daleko idące wnioski odnośnie ujędrnienia. Poza tym umówmy się balsamy to nie małe cuda... Trzeba wielu wielu zabiegów, zarówno z zewnętrznej jak i wewnętrznej strony naszego organizmu, nawadniania, zdrowej diety, ćwiczeń.

Zdrowy, odmłodzony wygląd skóry?
Wężem nie jestem, nie gubię skóry regularnie (nie licząc naturalnego złuszczania). Moja skóra ma tu i ówdzie 23 lata :D Obietnicę zdrowszej, odmłodzonej skóry upatruję na równi z obiecanym  nawilżeniem, dlatego tak jak pisałam powyżej: jestem zadowolona.

Utrzymująca się dłużej opalenizna?
Po pierwsze: jak pisałam powyżej, z natury jestem raczej blada i oporna na słońce.
Po drugie: pogoda nas nie rozpieszcza, za dużo tej opalenizny to nie mam.
No ale! Jakieś zaczątki opalenizny jednak można u mnie dojrzeć i odnoszę wrażenie, że dzięki balsamowi opalenizna wydaje się być delikatniejsza, złocista, przyjemna dla oka, a moja skóra jeśli już złapała troszkę słońca w tym czasie, nie robiła się jak zazwyczaj natychmiast czerwona, a raczej delikatnie zarumieniona. Jedyne czego mi brakuje to może jakiegoś minimum SPF w balsamie, bo chociaż powinno się go aplikować po kąpieli słonecznej to ja używałam go również przed i dobrze by było mieć spokojną głowę, że jednak jakiś tam filtr w tym naszym balsamie jest.

Ogólnie oceniam balsam za 5-, minus za brak SPF. Muszę też stwierdzić, że przez zmienną pogodę nie byłam w stanie w pełni sprawdzić i potwierdzić ostatniej obietnicy producenta odnośnie dłużej utrzymującej się opalenizny, poza tym aby to sprawdzić to powinnam go używać przez całe wakacje, a oceny dokonać gdzieś w okolicach listopada/grudnia... czyż nie? :)  Ale tak czy siak, chociażby dzięki temu, że nie zostawia takiej tłustej warstwy i mimo wszystko nawilża moją skórę, bardzo chętnie będę go dalej używać i mam chrapkę na

Hawaiian Tropic Nawilżające Masło do Ciała lime coolada.

Jeśli któraś już go ma niech da znać jaki ma zapach bo lime coolada brzmi intrygująco :D

niedziela, 17 lipca 2011

'Myśl pozytywnie'

Filary ziemi na chwilę odstawione. Troszkę jestem jakby to ująć...poddałam się złej atmosferze. No i mi smutno. No i jestem w trakcie zmiany. Czy to dobry krok czy nie, nie wiem. I na myśl, że jutro znów muszę iść do biura... po prostu zabijcie mnie. Ale to tylko dwa tygodnie jeszcze a potem żegnaj Bocianie, witaj bezrobocie. Fajne słowo. 

A w głośnikach Sokół i ktoś tam Myśl pozytywnie. A ja poza tym jak na załączonym obrazku.

NO i warto wspomnieć, że się za tydzień z Ann. zobaczę. :) No i mniej warto wspomnieć w ciągu następnego tygodnia styknie mi 23 lata...smutne.

czwartek, 14 lipca 2011

Filary ziemi. Tom 1-3.

Po prostu uwielbiam takie książki. Zanurzyłam się w niej z nudów i  na 2,5 h straciłam kontakt z rzeczywistością i 168 stron za mną, a już zerkam na nią by wrócić do lektury. Składa się z 3 tomów, każda po około 300 stron, także nie będę narzekać w najbliższym czasie na nudę. :D

Jak już wspomniałam wyżej: UWIELBIAM! tematykę książek zbudowanych na szczątkach faktów historycznych, zawierających w sobie odniesienia do osób, które na prawdę istniały i kreowanie wokół nich całej "sieci" innych historii ludzi, którzy mogli fizycznie nie istnieć.... ach to wszystko tak pięknie się splata. I opisy! Tamtych czasów. Jakbym tam była. Zamykam oczy i widzę XII-wieczną Anglię, każdy najmniejszy szczególik autor oddaje w sposób niezwykły!

Nie potrafię opisywać książek tak pięknie jak Ona (Magdalena), ja potrafię je tylko czytać. 

A moja fascynacja do takich książek w pewien sposób mieszających historię z fikcją rozpoczęła się od książki Judith Merkle Riley: "Czara wyroczni", o której możecie poczytać o tu -> Czara wyroczni  . Ta akurat jest osadzona w Francji, którą nie gardzę, ale XI-XVIII wiek ANGLII...to jest dopiero pole do popisu! Zwłaszcza dla takiego fanatyka jak ja, który czerpie radość z powiązania treści wykładów za czasów historii krajów anglojęzycznych na uni z książkami i możliwością przeczytania dostępniejszego opisu tamtych realiów...tak, to cała ja.


Gorszyć może jedynie fakt, że te 2,5 h poświęciłam na nią siedząc w biurze, znudzona bezczynnością, jako, że dzisiejszy dzień był wyjątkowo bezczynny ? Ale to nic. Do tego filiżanka chai, później dwie kawy...no i jakoś zleciało.

A jak już przeczytam filary, mam całą listę innych TAKICH książek...mrrrr.
Ps. I jeśli już mowa o książkach to po prostu wryłam sobie w głowę, że muszę mieć e-czytnik !!! Marzę o nim, chcę mieć możliwość czytania e-booków, bo na kompie mi nie idzie. To mój następny zakup jakiego się dopuszczę, jak tylko znajdę pracę. A nad tym ciągle pracuję...parę zgłoszeń powysyłałam...

poniedziałek, 11 lipca 2011

Fotorelacja.

I znów zaczął się kolejny tydzień. A ja jakoś tak więcej weekendu bym chciała, to nic. Wczoraj:

Tam gdzie trzeba zamazane, żeby mnie nikt o dziecięcą pornografię nie posądził :D

No a poza tym to o tak:
I przybyło moje zamówienie: (4 po 50 ml + taka sama zielona 30 ml do torebki :) )

niedziela, 10 lipca 2011

Dżem.

Wczorajszy dzień mijał mi pod znakiem porządkowania. Mało ambitne plany jak na sobotę, ale tak chciałam... Przyszła godzina 19.oo - telefon. Wybierzesz się ze mną do Ełku na koncert Dżemu...? Szyba kalkulacja. 45 minut i byłam gotowa.! Tam spotkanie z M i M. No i było miło.
Dżem nie zawiódł, bisował chyba z 4-5 razy! Zdjęcie słabej jakości, ale nie chciało mi się brać aparatu, więc komórka musiała wystarczyć. A tu króciutki filmik.



Dzięki R.!!!

poniedziałek, 4 lipca 2011

Trochę o codzienności. Podsumowanie I roku studiów mgr.

Zacznę może od podsumowania sesji. Rozliczyłam się! Indeks zdany w rektoracie. Jestem zadowolona, że mam to z głowy. Bo nie może przejść bez echa, że ten rok był dla mnie dość ciężki jeżeli chodzi o edukację, przestawienie się z dziennych na zaoczne, z licencjackich na magisterskie, z zadupia do miasta. 

Cóż, ostatnie 3 egzaminy, cieszę się, że poświęciłam czas by pouczyć się do psychologii, pomimo zmęczenia jakie mnie dopadło po powrocie w sobotę. I tak musiałyśmy pisać egzamin, o czym byłam od początku przekonana, a One liczyły na to, że przepisze nam ocenę z licencjata. Nie nie i jeszcze raz nie. Mam piątkę. :)


Wyjeżdżając z Miasta w kierunku zadupia... powróciła kwestia przeniesienia się. No cóż, miały mi dać znać co i jak, bo sama finansowo nie podołam studiować w Mieście, we trzy, koszty były jeszcze względnie do zniesienia. Jeśli będzie specjalizacja, która mnie zainteresuję, to pomyślę na tym, jeśli nie...i nie znajdę pracy...wezmę dziekankę...

To tyle jeśli chodzi o studia. Teraz taki mały feedback do posta Malenkiej00 (klik): Jako, że skończył się sesyjny koszmar, trwający długo za długo, znalazłam chwilę by zrobić porządek z moimi kosmetykami i akcesoriami i znalazłam coś co dostałam w gratisie przy zakupie perfum w zimie bodajże, bo pamiętam, że pomyślałam, że po co mi na zimę coś takiego...ale teraz w lato (tylko gdzie te słońce?) może uda mi się to zużyć, skoro już to mam... :) Nie robiłam zdjęcia, wzięłam z neta (leniwa jestem). No i cena sklepowa nie jest wow szokująca...cztery złote z kawałkiem (może dlatego dawali jako gratis :D) ale i chyba gdyby na półce drogeryjnej stał i kosztował te grosze to chyba bym się nie zdecydowała, jako, że jak pisałam w komentarzu nie przepadam za takimi wynalazkami. Ale jako, że już go mam to pomyślałam sobie, że jak już wyjdzie słońce, to wypróbuję. To spray...dokładnie mgiełka do ciała z drobinkami złota, bardzo bardzo malutkimi drobinkami mało znanej (chyba) firmy Missy. Ma brązować, rozświetlać, nawilżać, chłodzić i pielęgnować ciało. Wygląda tak i jest jej 50 ml...
Ten post jest w sumie takim przerywnikiem od sprzątania, przeglądania i wywalania tego czego już nie potrzebuję, a że trafiłam na tą mgiełkę to pomyślałam, że wspomnę. 


Ps. Panowie, powstrzymać się od zbędnych komentarzy w razie czego !
Ps. 2... wracam do sprzątania i mojej green tea!
Ps. 3 Tym którzy jeszcze nie widzieli polecam (Klik). 
Ps. 4 Jeśli chodzi o mnie to po prostu ostatnia porada (Klik).

piątek, 1 lipca 2011

Ludzie to dziwni są, masz pytania?

Dziś dzień przebiegał mniej więcej i więcej w pokoju, z dobiegu do płaczliwej córuni, która nie dała się położyć. Plan swój wykonałam na dziś. Na jutro po powrocie 3 zagadnienia i chcę być gotowa, nie biorę pod uwagę bycia zmęczoną po powrocie (co jest highly prawdopodobne). 
Dałeś mi do myślenia, myślę, że chcę, tak chcę! Ale to jest 8 h lotu plus 3 z stolicy...dużo, ale nie mogę wiecznie stać w miejscu, może a nuż procedura zakończy się gdy ja zakończę mgr. 

A Ty dlaczego jesteś smutny? Przypomniało mi się nasze spotkanie, jedno drugie...hhehee chyba nigdy nie dojrzeję. :)

Teoria samoświadomości i spostrzegania siebie w cholerę jest prawdziwa.

No i czuję ssanie, matko, ssanie, ale nie umrę.

So... jeszcze jutro i pojutrze i spier**alać uczelnio....dawno nie miałam tak wyjebanego na edukację!!! 

Dobranoc.

Ludzie to dziwni są, masz pytania?
Przyjedź, zobacz - jest ich tu od zajebania
Dziwni są, to jest fakt
Zmień siebie, zmienisz cały świat
Ludzie to dziwni są, masz pytania?
To ofiary własnego działania
Dziwni są, przecież wiesz
Jak czegoś chcesz, to bierz


Tu jest niewesoło tak
Bo wszyscy tu już zapomnieli jak
Szczerze żyć, sobą być