Z reguły nie należę do hipochondryków. Jeśli już idę do lekarza to wtedy, gdy już nic nie pomaga a ja czuję się jak UJ UJ z filmu Goście, goście, kiedy pije eliksir...czyli jak k*pa. Ale wczoraj mnie dopadło...takie coś co atakuje szybko i boleśnie znienacka. Jedynie starczyło mi sił by plasknąć o łóżko i zasnąć już o 18.oo i do godziny 6 następnego dnia nie otwierać oczu, z małym wyjątkiem, kiedy przebudził mnie płacz Gabi, która stuknęła się o barierkę łóżeczka i rozcięła delikatnie usta....eh. Skończyło się tylko na odnotowaniu płaczu, bo choć wstać chciałam...to nie miałam na to sił...Sił też nie starczyło by nałożyć bluzę, choć nie mogłam się rozgrzać (gdzie byłeś ukochany? :P)...po jakiejś godzinie udało mi się w końcu przywrócić ciepło dla mojego ciała, ale to takie ciepło, że się zaczęłam gotować...no a później to już nie wiem co było...ale wstałam cała oblana zimnym potem i z bólem głowy. Tu muszę wtrąćić podzięowania dla ibupromu, który łyknęłam na śniadanie, zapominając o śniadaniu ;]
I tak sobie teraz siedzę w biurze...głodna, chłodna i wgl...zbieram siły na niedokończony referat.
Wkurwiona co nie miara na dwie osoby, że wgl nie okazały zainteresowania przygotowaniem, poza przebąknięciem...że może może...się spotkać...
a give me a break...
jeśli już musisz na kogoś liczyć to licz na siebie...
"jeśli już musisz na kogoś liczyć to licz na siebie..."
OdpowiedzUsuńDokładnie, jeśli liczysz na siebie a nie na innych daleko zajdziesz. Habemus papam, kardinale Wojtyła!