sobota, 11 grudnia 2010

Miło...

Miło tak czasem posiedzieć sobie w sobotę w domu. Tym bardziej, że to pierwszy raz od jakiegoś miesiąca. Bo sobota to czas na co...? Na imprezę, nie no nie w tzw. adwencie. No to lepiej już posiedzieć. Poza tym za oknem też taka temperatura, że wolę wysuszać skórę w domu. W końcu takie tu suche powietrze, że kiepsko działa na moją cerę. Jeżeli zaś chodzi o moją skórę to przeklinam ją za to, że jest taaka sucha. Balsamy, kremy...cała ta bujda nie pomaga. Zabrałam Gabryśce oliwkę dla niemowląt bo ona uczulona jest więc w sumie wyświadczyłam jej przysługę. Na mnie działa nie lepiej. No to może krem bambino? Kurcze ładniejszy zapach niż ten za czasów Kuby. Ale o czym ja to...ach o sobocie. Sobocie wolnej od... nie wiem, w sumie bez różnicy. Ostatnia sobota przed tą spędzona w hotelu przy plastikowym kubku czerwonego wina...w sumie dla mnie bez różnicy. Obie fajne. 
Zaś gdyby się bliżej przyjrzeć mojemu studiowaniu to pilniejsza byłam na licencjacie. Tak na prawdę powiem wam w tajemnicy, że dziś też mam zjazd... ale pojadę dopiero jutro pod warunkiem, że pojadę. Już troszkę podniosły mi ciśnienie, bo jedna nie jedzie. No to w dechę. Wypaśnie.
Podoba mi się ktoś. Chyba mam słabość do takich wychuchanych typków. To nic. To tylko niewinne zainteresowanie. Poza tym miło jest wiedzieć, że jest ktoś o podobnych zainteresowaniach jak ja. Ale z tymi zainteresowaniami to jest pułapka powiem wam szczerze. No bo co, ktoś udowodnił, że takie związki osób o podobnych zainteresowaniach mają większe szanse? Nie o tym nigdzie nie czytałam. Może za mało czytam. Jednak osobiście bałabym się oprzeć związek tylko i wyłącznie na zainteresowaniach. Kurde jaki związek. Dwudziestkadwójka to rok bezzwiązkowy jak pozostałe dwadzieścia. Nie dwadzieścia jeden, bo nawet mi podłej osobie trafiło się z raz chociaż. Było i się zmyło, schrzaniłam jak zwykle. Lubię stawiać się od razu na przegranej pozycji. To nic. Wracając do wychuchanego. Yhmmm.

A tobie powiem, że jesteśmy nad zbyt podobni. Oboje potrzebujemy kogoś kto nas podniesie, kogoś kto nas z tego bagna, szamba wyciągnie. Może dlatego nie możemy być dla siebie takim kimś? No bo gdybyśmy byli no to sam przyznasz, że przegrana sprawa, hę?

No i tym przedświątecznym akcentem:



chciałam dodać, że spłukałam się kompletnie chcąc zadowolić wszystkich tych, którzy i tak na koniec powiedzą, że nie ma z czego być zadowolonym. 

Hej, ho. 

Jestem nieznośna ostatnio.Siostra była. W progu spojrzała na małą i słowami: no ładna dziewczynka, pokazała jak bardzo mam rację, że ...a może i nie mam. Oburzona byłam, jak mi to powiedział, ale co z tego. Przecież to chora osoba. Dajmy spokój. Martwię się oczywiście o siebie, bo poza złością nie było nic. Może to oznaka tego, że faktycznie przestałam czuć. Nie czucia nie straciłam, ostatnio nawet często CZUJĘ ból, a to głowy, a to jajnika. Chodzi o czucie uczuć. To jest dopiero problem. Myślę, że można tak przeżyć życie, bez uczuć.

I zastanawiam się tylko czy jest sens i jaki to jest sens związać się z kimś tylko po to by nie być samemu. Uznano by mnie za nieczłowieka? Nieszanowano? Chcesz? 


Ps.I muszę kupić dla niej bombonierkę.

No i wciąż słucham time take Smolika z Lazy hours 3.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz