Wydaje mi się, że ostatnio piszę tak zupełnie bez sensu, a może było tak zawsze z tym, że teraz zwracam na to jakąś większą uwagę. Tak czy owak...dobrze, że chociaż byków nie walę.
Tak sobie myślę, że nadchodzi paranoja. Gabi zaczyna chwytać grzechotkę i trzepocze nią tak mocno, że czytanie na balkonie wydaje się być odległą...no czymś odległym. Chociaż gdy byli na spacerze udało mi się dokończyć Żonę siodlarza i zacząć Adwokata, a nawet dojść do połowy...wow chociaż z nim gdzieś dojść. W słuchawkach Norah Jones przeplatana Vedderem z filmu...de facto poleconego. Zastanawiam się czego najbardziej w życiu się boję a jednocześnie czemu najczęściej ulegam i chyba odpowiedź na to jest jedna...takowej monotonii.
Tak ku przestrodze, to co dziś Ci napisałam... to nie był żart, tak jest i mówię prawdę. Kurcze raz w życiu mówię prawdę a wydaje się jakbym żartowała. Co jest zatem nie tak? Kiedy mówię prawdę brzmi to jak żart, gdy kłamie...bierze się to za prawdę...Wcale tak często nie kłamię...czasem tylko naginam fakty dla własnej wygody. Czyż nie o to chodzi by mieć w życiu troszkę wygody?
Perspektywa rysuje się zacna, ale układance brakuje paru puzzli i jednym z nich jest puzzel ludzki, element ludzki... To się nigdy nie zmieni.
Sis umilkła...ciekawe czy żyje. Heh...średnio mi na tym zależy. A i brat też się wydaje być obrażony....bo przycisnęłam policzkiem klawisz niechcący...Tyle w kwestii wynurzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz