sobota, 8 maja 2010

Dzień jak co dzień.... donośny huk.

Czas zdaje się być taki niewymierny. Człowiek chce się wyspać, to wstaje po 9.oo Budzi go 22 kilogramowe ciało ukochanej istoty na którą pół godziny temu, przy pierwszej próbie zbudzenia, nieźle się nakrzyczało. No ale w końcu udaje się zgonić z łóżka. Nie kawa, nie kanapka, ale ciepły napój na gardło. Bo brak głosu. Dawno tak nie piałam. To co dziś się dzieje w moim gardle to na prawdę tragedia.

Szybkie ogarnięcie i maraton do miasta. A to Weronika, a to sprawdzić czy można listę zameldowanych podjąć. Oczywiście się nie udało, bo dziś sobota. Co jej do głowy przyszło ? 

Weronika to sklep z artykułami dziecięcymi jakby ktoś miał wątpliwości. A tam łóżeczko, wózek. Klasycznie. Już chyba zaakceptowałam tą myśl. 

Wniosku wczoraj nie napisałyśmy, dziś też nie i nie dam się zmusić. Co oznacza, że pewnie zrobimy to jutro. Ciekawe czy mam wykład w poniedziałek. Pojęcia nie mam. Do tego ponoć na piątek mam oddać pracę z translatoryki. Nie mam. W środę pewnie seminarium.... nic nie mam. 


W nagrodę za moje lenistwo co by się podbudować kupiłam sobie parę ciuszków. Nie zasłużyłam ale kupiłam. I fluimucil... <3 Jedyne to to co działa. I dostałyśmy w aptece bez recepty... podczas gdy on na receptę jakby nie patrzeć. Chyba tak okropnie wyglądałam, że aptekarka się zlitowała :D :D :D 


Nieważne. 


Na oku mam Eastenders'ów. Serial angielski co by się osłuchiwać 24/7. 


Miłego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz