czwartek, 6 maja 2010

Who the hell care...at all...


Chyba weszłam na najwyższy poziom zniechęcenia. Kiedyś miałam chociaż trochę samozaparcia by przygotować się na jutrzejszy dzień, żeby rano nie biegać jak szalona. Teraz szczerze mówiąc zwisa mi to. 

Jutro wstanę. Narzucę na siebie pierwszy ciuch jaki wpadnie mi w rękę. Niedbale ułożę włosy i na pewno nie będzie to artystyczny nieład. Chwycę notes i pobiegnę na parking. 

Mam ochotę zakryć lusterko, które mam przed sobą. Wcale nie pociesza mnie ten widok. I wiecie co? Jest 2o:49 a ja już mam ochotę iść spać. Chyba mi się to należy po niemalże 3,5 godzinnym seansie z Sex and the city.

Chyba udzieliła mi się atmosfera rozpaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz